Kiedy wódkę piją

Chlebem powszednim ubogich Mazurów były ziemniaki i wódka. Wymieszany pół na pół spirytus z wodą był napojem tak powszechnym, że spożywały go nawet dzieci.

Latem Mazur przystępował do pracy skoro świt, na czczo. Śniadanie, które jadł koło godziny siódmej, składało się przeważnie z kapusty kwa­szonej, ziemniaków i wódki. Kolejny kieliszek wódki, wypijał około godziny dziesiątej zagryzając go kawałkiem chleba. Mawiano w XIX wieku, że Mazur ma dobre serce i gotów podzielić się ostatnim kawałkiem chleba i ostatnim kieliszkiem wódki. Był jednak Mazur też i uparty, zadziorny i krzykliwy. Brało się to zarówno z jego twardego charakteru, jak i słabości do wypitki. Mazurzy byli gościnni i towarzyscy, co odziedziczyli po przodkach z Mazowsza. Kiedy w zimowe wieczory zapadała ciemność i do chałupy schodzili się sąsiedzi, natychmiast rozlegała się muzyka. Kiedy zaczynały się tańce, w ruch szły także kieliszki.
Na jarmarkach i w karczmach, gdzie wódka lała się obficie, co i raz wybuchały kłótnie. Zwykle zaczynało się niewinnie.
Najpierw jeden mówił drugiemu – Bodaj cię gnijoła napadła.
A potem ten drugi odpowiadał pierwszemu – Bodaj cię sto tyszęcy myszów pojadło!
A potem… Nie pytajcie, domyślacie się z pewnością!

Wódka robi jak poddana,
na młynarza i na pana…

Jacek „Wiejski” Górski

Tekst pochodzi z kolekcjonerskiego, płytowo-broszurowego albumu Projekt Arboretum pt. „Mazurÿ, Warnijoki, Jadźwięgi, Prūsai”, gdzie towarzyszył utworowi „Kiedy wódkę piją”