Z tamtej strony jeziora

Jeziora, obok lasów, to prawdziwy skarb Mazur. Dawały schronienie przed obcymi i wytchnienie od upału.

Zapewniały wilgoć okolicznym polom, ale przede wszystkim

były ogólnodostępną spiżarnią. Żywiły bez względu na zasobność sakiewki. Kuchnia mazurska i warmińska opierała się w znacznej mierze na tym, co było w toni jeziora, czyli rybach, choć wielkim powodze­niem cieszyły się też morskie śle­dzie sprowadzane z okolic Zalewu Wiślanego i Kurońskiego. W sezonie letnim urozmaiceniem tego menu były uwielbiane raki. Ludowa anegdota mówi, że w umowach o pracę ze służbą, pracodawcy musieli obiecać, że nie będą oczekiwać raków na swoim stole częściej niż dwa razy na tydzień. Najczęściej jadano grubszą kaszę grycza­ną, brukiew lub kiszoną kapustę, zakwasza­ne czerwone buraczki, kluski z makiem i żur z ziemniakami. Używano dużo ce­buli. Chleb i potrawy mączne spożywano rzadziej, głównie u bogatych i w okresie ciężkich prac. Wszyscy, którzy mogli, tuczyli sobie świniaki, które zi­mą zabijano na mięso. Obok wódki, wielce popularną używką była tabaka. Niuchano ją wszędzie, przy robocie, w czasie odpo­czynku, nawet w kościele, a kobiety pogardliwie nazywały tabakę torfem.

Charakterystycznym elementem krajobrazu dawnych Mazur, były obok strzech, suszące się nad jeziorami łodzie, sieci i kosze na raki.

Jacek „Wiejski” Górski

 

Tekst pochodzi z kolekcjonerskiego, płytowo-broszurowego albumu Projekt Arboretum pt. „Mazurÿ, Warnijoki, Jadźwięgi, Prūsai”, gdzie towarzyszył utworowi „Z tamtej strony jeziora”